piątek, 21 sierpnia 2009

dzień 13.

Kolejny artysta... a mianowicie jedziemy już sobie do Walencji... ledwo co widzę na oczy, bo trudno mi w tym wietrze utrzymać je otwarte... bo... bo oba okna są otwarte i gdyby nie pasy to by mnie wywiało... a artysta... bo prowadzi samochód i robie sobie skręta... ehhh... Hiszpania!!

Rano walczyłyśmy z Romą z mailami do couchsurfingowców w Barcelonie... miałyśmy spać u Romy kuzynki... ale niestety właściciel się nie zgodził... ale bardzo wierzymy w to, że coś jak zwykle znajdziemy :D

Właśnie... może wyjaśnię tym co nie wiedzą, co to jest couchsurfing! couchsurfing.com to taki portal internetowy, na którym się zakłada profil, krótko (lub rozlegle) opisując swoją osobę i to co ma się do zaoferowania... Czyli kanapę, łóżko lub chociaż podłogę. Np. Jedziemy z Romą do Barcelony i nie mamy gdzie spać, nie chcemy płacić 20 euro za dobę w hostelu, więc szukamy osób z Barcelony, które akurat nikogo nie goszczą i nas przygarną. Zazwyczaj są to bardzo interesujące osobowości z milionem pomysłów na minutę. I nie chodzi tu tylko darmowy nocleg, ale o nawiązanie fajnych znajomości, przekazanie siebie doświadczeń oraz często gospodarz mówi nam co ciekawego w okolicy jest do zobaczenia. Tiagusa w Porto tak zafascynowałyśmy, że pojechał z nami stopem do Lizbony, Ricardo wystawił mi po stronie pozytywną opinię i możliwe, ze odwiedzi mnie w Santiago, albo Romę w Ljubljanie. Jesteśmy zafascynowane tą stroną i uważamy obie, że to genialna forma na podróżowanie i poznawanie mega ciekawych ludzi! Polecam!

Jak już wrócę do Santiago to myślę, że co jakiś czas kogoś przygarnę na swoją (jak już to polscy autostopowicze wypróbowali) całkiem sporą podłogę :)

Co do zwiedzania, po 12.00 poszłyśmy na zwiedzania... i niestety jesteśmy bardzo rozczarowane Cartageną... myślałyśmy, że będzie to piękne rzymskie miasteczko, z cudownymi zabytkami i z takim duchem jaki ma Santiago... ale nie... ma jakieś tam szczątki zabytków, ale ogólnie to najwięcej poburzonych kamienic... i w ogóle wszystko jakieś takie w budowie i zakurzone!! Teraz wiem jak bardzo lubię swoje Santiago!

Kartagina

Tak więc o 14.30 wróciłyśmy po nasz bagaż i o 16 byłyśmy już w drodze.

3 godziny później... ja nie wierze!!!!! pan artysta od skręta wysadził nas na stacji benzynowej i tam nawet nie zdążyłyśmy złapać stopa, bo pan kierowca sam do nas podszedł i się zapytał czy chcemy z nim jechać, ale tylko do Alicante... no i wyszło na to, że zawiózł nas 140km dalej pod Walencję, płacąc dodatkowo za paliwo i za autostradę 30 euro!! Co więcej, zadzwonił do kolegi, który pracuje pod Walencją, żeby po nas podjechał na autostradę i podrzucił do miasta, tzn. pod same drzwi domu naszego CS, przy okazji pokazując pół Walencji z samochodu!! Sam tak kiedyś podróżował, i twierdzi, że w Hiszpanii jest to trudne, więc nas "podwiózł" :D więc znowu nasze szczęście po małej przerwie w Granadzie powróciło :DDD

Ale nie narzekamy!! Pokazał nam super widoki, specjalnie pojechaliśmy drobą nad samym wybrzeżem. W okolicy Alicante są: dzikie plaże, odsalanki wody morskiej, miasteczko hotelowe, flamingi i plantacje pomarańczy - SLICZNE widoki!!!

z prawej strony woda jest 100 razy bardziej słona niż z lewej

góra soli

miasteczko hotelowe

flamingi

dzika plaża

Walencja

Walencja

A na miejscu... poszłyśmy z Romą o 23.00 zobaczyć miasto nocą... no mi sie buzia nie przestawał uśmiechać! Piękne miasto, architektura cudowna, szczególnie oryginalna w nowej części, ale stara jest po prostu genialna!!
No i jak zwykle zabłądziłyśmy - bez mapy!! ale w takim mieści to sama przyjemność :)
Walencja nocą jest śliczna - uśmiech od ucha do ucha miałam jak sobie spacerowałyśmy!! cudnie!!

Walencja

Po powrocie do domu (jak już go znalazłyśmy :P) zaczęłam uzupełniać bloga, a nasz gospodarz poszedł pod prysznic... no i jak skończył to zapomniał się ubrać i tak sobie chodził po domu bez niczego - no cóż, tacy agenci w couchsurfingu też się zdarzają :P

2 komentarze: