niedziela, 23 sierpnia 2009

dzień 17.

Pobudka nastąpiła skoro świt o 9.00 :) jak słońce już tak przypiekało, że nie mogłyśmy wyleżeć :D

noc pod gwiazdami (słońcem z rana:)

Pożegnanie z Barceloną... eee już niedługo tu wrócę :)
Podróż z domu na wylotówkę zajęła nam jedynie 1 godzinę!! A jak już dotarłyśmy... czekałyśmy w wielkim słońcu 40 min na... 2 inne autostopowiczki z Czech :) dały nam się napić i poszły kawałek dalej.

My po kolejnych 15 min złapałyśmy pana który nasz podwiózł na stację benzynową - i całe szczęści, że tylko na stację! Eee nie ważne!

Stacja byłą beznadziejna - nikt się na niej nie zatrzymywał, więc poszłyśmy sobie na dość długi spacer na autostradę :) (długi, bo szukałyśmy cienia)
A tam po chwilce czekania zatrzymał się miły Francuz, który mieszka w Madrycie i mówił po angielsku . Myślałyśmy, że podwiezie nas tylko kawałek, ale okazało się, że aż do Saragossy, tam niestety przeoczył stację benzynową i tym sposobie znowu znalazłyśmy sie na środku autostrady. Ale chyba nas polubił :) bo zaproponował mi, że mogę skorzystać z jego oferty couchsurferowej jak będę w Madrycie :)

Następnie zgarnął nas miły pan ze środka autostrady, ale wysadził koło Pampeluny, ale za autostradą i niestety pan z bramki nie pozwolił nam na nią wejść z powrotem... Ale dał nam nr tel i powiedział, że jak nic nie złapiemy, to możemy spać w jego pustym mieszkaniu :)

Czekałyśmy więc jakieś 500m przed bramkami na drodze i znowu poszło szybko i sprawnie :) Z kolejnym panem (tak tak - kobiety się nie trafiają... z samą jedną kobietą nigdy nie jechałyśmy, raz tylko zdarzyły nam się 2 panie, czasem też pary, ale nigdy sama kobieta!) dojechałyśmy jakieś 100km przed Bilbao, a tam przechwyciła nas para, która to zawiozła nas do samego Bilbao. Po drodze opowiadali nam jak to wspaniale było na uch wakacjach - byli na Ibizie! Czyli na jednej wielkiej dyskotece! Wstęp na jedną z 6 największych dyskotek na Ibizie kosztuje zaledwie 40-45 euro i nic się nie dostaje do tego... drink 20, piwo 15, woda 12 euro.. No cóż... trochę nie nasz klimat, ale w sumie fajnie był posłuchać o tym :)

Na miejscu bez problemu znalazłyśmy naszą (tak tak - pierwsza dziewczyna z couchsurfingu goszcząca nas :)) 'gospodynię', poszłyśmy z nią do jej domu zostawić bagaże i o 22.30 wróciłyśmy na miasto, aby pooglądać fiestowe fajerwerki! Fajowe!!

syfiasto

Później poszliśmy pozwiedzać Bilbao nocą, i popatrzeć jak kolorowo i prze okazji brudno jest w tym mieście.

piesek z kwiatków

z June i jej kolegą

Zaś po północy odebraliśmy 2 Niemki, które to przyjechały do Bilbao pociągiem, do tego opóźnionym i musiały (w przeciwieństwie do nas) za niego zapłacić :DDD 45 euro zaoszczędziłyśmy na tym odcinku!! łasssaaassaaa autostop jest "kul" :P U nas się przynajmniej coś działo, 7,5h z wesołymi ludźmi i fajnymi widokami, a one biedne, jeszcze musiały dopłacić za jazdę I klasą, bo w II nie było już miejsc :D
Poszliśmy wszyscy na koncert na chwilunię, ale był nudny, więc czas spać!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz