piątek, 28 sierpnia 2009

dzień 22.

Pisząc te słowa dolatuję właśnie do Madrytu, całą podróż oglądałąm film "motyl i skafander"... ten film uświadomił mi jak MEGA MEGA MEGA wielke mam w życiu szczęście! I dziękuję za to!
Film jest mało pozytywny, ale daje do myślenia!! Polecam!! obrazuje m. in. że nie warto tracić czasu i działać! bo nagle... i może być za późno!

Ale od początku. Obudziłyśmy się z Romą i tak patrzymy na siebie i nie wierzymy, że Frankfurt to Frankfurt, a lotnisko jest 120 km dalej...
No i co i jakoś trzeba tam dojechać... ale bilet kosztuje 12 euro... więc niewiele myśląc - dojechałyśmy na lotnisko stopem :DDDDDDDDDDDD
Jak?? no wiec, Kay odprowadziła nas na wylotówkę, bo była blisko jego domu i powiedział, ze jak do 12.30 nic nie złapiemy, to po nas przyjedzie i zawiezie na 13.00 na autobus (ostatni jakim byśmy zdążyły na samolot).

No i taki miły pan nas podwiózł na stację, a tam... nie było chętnych chyba przez pół godzinki.. ale nagle podjeżdża fajny miły chłopak i mówi: daj mi swój numer telefonu, będziemy w kontakcie - ja teraz jadę na 2 godzinki do Frankfurtu, a później po Was przyjadę i zawiozę na lotnisko bo mieszkam blisko :DDD

W lekkim szoku i z niedowierzaniem dalej łapałyśmy stopa, ale po jakichś 10 minutach znudziło nam się i napisałyśmy do Adriana sms, czy aby na pewno po nas przyjedzie - TAK!!

Wiec, ja zaczęłam uzupełniać bloga, a Roma mnie rysować. Później przyjechał Kay i graliśmy w 3 w karty :D i jak zwykle świetnie się bawiliśmy :)


z Kayem na stacji benzynowej :D

Adrian podwiózł nas pod same drzwi na lotnisko, po drodze opowiadał niesamowite historie - kolejny bardzo interesujący przypadek :D

A na lotnisku... zjadłyśmy sobie sałatkę i... i łezki poleciały... bo... bo przyszedł czas się pożegnać...:'( hlippp hlippp hlippp....

Ja sie odprawiłam i... i poszłam sobie bez Romy...

i smutno tak było bardzo - lot jak wiecie zleciał na oglądaniu filmu...
A w Madrycie, taaa a w Madrycie jak dojechałam do Maxime (który to kiedyś nas podwiózł do Saragossy) to na dzień dobry sie rozbeczałam jak mały bobas!!!!!!
Myślał, że coś mi się stało, a ja tylko tak z tęsknoty...
Więc pozwolił mi się wyryczeć, a sam poszedł przygotowywać obiad.
Hehe trochę się chłop przejął, bo tak przyprawił... że buzie wykręcało :D
Ale dobre było :)

Jutro atakuję muzea!! Jakie to będzie dziwne bez Romy.... :(

PS. Romcia szczęśliwie doleciała do Gdańsku, po 3 godzinach nudzenia się na lotnisku we Frankfurcie...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz