sobota, 29 sierpnia 2009

dzień 23.

Z rana, jak to z rana człowiek śpi :D Więc zwiedzanie zaczęło się po 12.00 :) w największe słońce... Najpierw Maxime oprowadził mnie po mieści (przynajmniej nie zabłądziłam :D)
Pałac królewski, katedra - z oryginalnym wnętrzem, ale i tak Santiagowskiej nic nie zastąpi! :) i inne jakieś niby ważne zabytki... ale na mnie jakoś juz nie robiło to wrażenia... :(

przed pałacem

katedra

Następnie poszliśmy do Museo Thyssen-Bordemisze - przyznam szczerze, że to jedno z lepszych muzeów w Hiszpanii (Romcia, ale nie martw się - nie było naj!lepsze :)) Dodatkowo, była wystawa tymczasowa Matisse, genialny artysta, ale niestety dużo ludzi go chciało oglądać i trochę zbyt tłoczno było jak na mój gust... Ale polecam!

Następnie już sama poszłam do museo del Prado, ale... ale już mnie tak nóżki bolały, że nawet nowe stopy by tu nic nie pomogły, nie byłam w stanie się skupić na sztuce... a poza tym stwierdziłam, że jak Roma mnie jeszcze kiedyś odwiedzi to polecimy sobie do Madrytu (tak tak... chociaż może... bujniemy się stopem :D) i wtedy razem zobaczy to mega wielkie muzeum... w którym sama się zgubiłam :P


Poza tym spotkałam pana artystę który siedział na niczym :D

A wieczorkiem pogadałam sobie z mamusią :) tego mi brakowało - wygadać się bliskiej mi osobie!

Dobranoc z Madrytu, który wcale nie jest tak cudowny jak mówi przysłowie... że niby życie jak w Madrycie... nie jest takie wspaniałe, o!!

1 komentarz:

  1. E, ten pan to na pewno w prawej nogawce miał jakąś sprytną podstawkę. Fizyki nie oszuka.

    OdpowiedzUsuń