czwartek, 13 sierpnia 2009

dzień 8.

Śniadanie zjadłyśmy sobie na ulicy, tzn. w supermarkecie kupiłyśmy jak zawsze bagietkę, serek do smarowania, pomidora i warzywa. Usiadłyśmy na krawężniku i z pomocą mojej łyżeczki i Romy scyzoryka zrobiłyśmy sobie kanapki.

Następnie poszłyśmy na zwiedzanie, ale... Roma nie wzięła legitymacji i nie mogła wejść za darmo na bilet studencki do Pałacu i do ogrodów.. a 7,5 euro płacić nie chciał. Weszłam więc sama na pół godzinki, co ewidentnie było czasem zbyt krótkim, ale nie chciałam, żeby Roma biedna sama gdzieś siedziała.

Miło było tego dnia zwiedzać Sewille bez plecaków, bo przy 42 stopniach to raczej mało komfortowe... Gorącoooooooooo!


Roma rozczarowana tym, że nie weszła do stwierdziła, że już jej się odechciało zwiedzania, więc postanowiłyśmy tak trochę na około wrócić do domu po plecaki i ruszyć do Granady. Niestety to "trochę na około" się bardzo wydłużyło bo zabłądziłyśmy i kręciłyśmy się w kółko, więc jak doszłyśmy do domu jogisty po nasze plecory to byłyśmy padnięte!



Zjadłyśmy nasz typowy obiad - czyli melona na pół, pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy ok. 17.

plantacje oliwek

Pan kierowca nie ogarnął za bardzo, że zjeżdża z autostrady przed najbliższą stacją benzynową... i wysadził nas na środku niczego.

po środku niczego...

Wbrew pozorom, szybko nam poszło złapanie kolejnego pana, który to wysadził nas na autostradzie przed sama Granadą, a tam... kolejny podwoziciel znalazł się tak szybko, że Roma nawet z toalety nie zdążyła wrócić :D
Toni jest chorwatem, na stałe mieszkającym już w Granadzie, ma żonę i córeczkę 2 letnią. Zawiózł nas do samego centrum, a tam zaprosił na piwo i tapas (phiii te ludki z Granady myślą, że tylko u nich jest darmowy tapas - ehh nigdy nie byli w Santaigo!!). W barze od słowa do słowa.. i się okazało, że toni mam w centrum pokój, którego nie używa, i jeśli chcemy - to nie ma problemu - możemy skorzystać i zostać jak długo chcemy! wow!! my i nasze szczęście!! Oczywiście w ostatniej chwili z couchsurfingu też się ktoś odezwał! szczęściary!

Żeby nie było tak kolorowo... myślałyśmy, że to mieszkanie to jakieś fajne jest... ale... no właśnie, to "ale"... wchodzimy... a tam drzwi otwarte :P tzn. za pomocą kopniaka zamek wyrwany i mega syf w środku. Toni, zadzwonił po kolegę, który to przyszedł z jakąś wystrojoną babką wymienić zamek, no i się zaczął cyrk! Siedziałam na łóżku i nie wierzyłam własnym oczom! Ten koleś bawił się z psami, a ta kobitka wymieniała zamek!!!!!!

Jak już było po wszystkim i wszyscy sobie poszli, my się przebrałyśmy i poszłyśmy na miasto spotkać się z chłopakiem z CS (couchsurfing). Nie mogłyśmy jednak znaleźć miejsca, w którym się umówiliśmy... a to dlatego, że koleś był z Malagi :DDDD Więc spotkałyśmy się z tym, co to man nocleg zaproponował i z jego kolegami.

No więc jak wyszłyśmy z tej disco.. to się zgubiłyśmy w tych małych uliczkach, ale przemiły Czech, do tego przystojny :D pomógł nam znaleźć nasze mieszkanko. Spaćcccccccc bo jutro rano trzeba wstać!!

widok z naszego "apartamentu"

wąskie uliczki Granady

1 komentarz:

  1. smerfastyczne przygody :)
    jutro, max pojutrze proszę się zameldować znowu na blogu! Buziaki!!!!!!
    AGA

    OdpowiedzUsuń