niedziela, 11 października 2009

krewetkowo

“Twenty years from now, you will be more disappointed in the things you did not do than the ones you did. So throw off the bowlines. Sail away from the safe harbor. Catch the trade winds in your sails. Explore. Dream. Discover.”
Mark Twain

Dlatego właśnie robię to co robię i cieszę się życiem!
Oczywiście jak to ja mam 1500 rzeczy do zrobienia, czas brakuje, ale korzystam :)
Nie wyobrażam sobie, że za 20 lat żałuję - dlaczego nie pojechałam na Erasmusa!!
Do wszystkich, którzy jeszcze mogą - JEDŹCIE!!!!

A tutaj - studiuje, praktykuję, chodzę na basen, czasem uczę tenisa, poznaję wspaniałych ludzi, imprezuję, zwiedzam, chodzę do kina, uczę się języków - a to wszystko z częstotliwością o połowę większą niż w Polsce!! to niesamowite!

Miniony tydzień zleciał na:
poznawaniu zajęć, (niestety w sumie z zajęć jakie mam w LA odbyły się tylko włoski 4 razy, hiszpański 1, i jeden wykład - a reszty nie było - co mnie bardzo wkurzało! dodatkowo wszystko w gallego - nawet jeden włoski),
wprowadzaniu zmian w LA,
chodzeniu do kina (odbył się tu festiwal 'ciclo de cine cidade' - wejściówki były za darmo! Widziałam 3 filmy - wszystkie polecam!!)
1. Persepolis - animowany, po francusku z hiszpańskimi napisamia
2. Lost in translation - amerykański z hiszpańskimi napisamia
3. Paraiso travel - argentyński

A w piątek - można powiedzieć już tradycyjnie - zrobiliśmy sobie kolację. Tym razem nie u Maćka, tylko u Julii, bo mam wielkąąąąa kuchnię :)
Przez to też było więcej osób! I tym razem zamiast dania przewodniego tortilli były krewetkiiiii :)
Wszyscy pomagali w przygotowaniach, i co najważniejsze wszystkim smakowało!

mycie krewetek

włoscy fachowcy od brudnej roboty

czyli obieranie :D

miamiiiii

były też takie nieobrane

oraz sardynki - tu szefowała Julia :)

no wina też nie mogło zabraknąć!

część nas!

Po obżarstwie poszliśmy to wszystko wytańczyć - jak zwykle tu tańczyłam bez przerwy!!

A w sobotę... poszłam do biblioteki - tak tak!! chciałam się pouczyć włoskiego... ale była zamknięta... więc w sumie nic nie robiąc - spacerując i jeżdżąc na rowerze - spędziłam na dworzu ponad 4 godzinki...
na 'moim' miejskim rowerku

A wieczorkiem - ehhh - kolejna fiesta - tym razem domówka...
Ale, że byłam zmęczona - to mi się wtuliło w Gośki ramiona :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz