wtorek, 23 marca 2010

Paryża ciąg dalszy!

Już we 3 udałyśmy się do Luwru - ogromniaste muzeum, ale jakoś szału nie robi :( nawet się śmiałyśmy, że dobrze, że za darmo było ;)

w Luwrze pod wiszącą szklana piramidą

3 Nike - 1 z Samotraki, 1 z Gdańska i 1 z Bydgoszczy ;)


Jak to Agatka ujęła:
fota obrazująca nasze 3 skrajne charaktery!


A po Luwrze poszłyśmy spacerkiem (zajęło nam to godzinę) pod wieżę Eiffla, zobaczyć ją oświetloną nocą! Super widokiiiiiiiii!
a o pełnej godzinie dodatkowo ślicznie mruga!


Japońskie turystki ;P
7 stolic Europy w 7 dni... oni tak robią - dla nas to NIEMOŻLIWE!


aaa zapomniałam dodać, że Agatka przywiozła mi kurtkę narciarską - więc cieplutko mi już było... ale i tak przez taki długi spacer zmarzłyśmy trochę, i jadąc już metrem do chłopaków naszych... dostałyśmy od jednego smsa, ze lepiej będzie jak wrócimy godzinę później ... więc pojechałyśmy do końca metrem, i wróciłyśmy i znowu pojechałyśmy w kierunku domu ;] tak więc zrobiłyśmy sobie tripa metrowego!
A w domu... bardzo sympatyczne chłopaki, więc siedzieliśmy i gadaliśmy chyba do 2 w nocy!! było bardzo milusio!

Pobudka z rana nam nie wyszła ;P
Więc się rozdzieliłyśmy, żeby nie tracić czasu - Marta pojechała spotkać się ze swoją koleżanką, a ja z Agatką poszłyśmy do muzeum Orsay - genialne!
o 16.oo miałyśmy się spotkać z Martą pod muzeum historii naturalnej... ale mi się tel rozładował, więc dałam radę tylko przeczytać wiadomość od Marty, że nie zdąży, i żebyśmy sie później spotkały... niestety nie miałam jej jak odpisać, a Agatka ma simlocka na swoim tel, więc zamienić też nie mogłam...
Pojechałyśmy więc na Sacre cour i na plac Pigall licząc na to że może tam spotkamy Martę...


jedna ze stacji metra nazwana jest na moją cześć :D

niestety nie spotkałyśmy... więc postanowiłyśmy wrócić do domu aby podładować tel i zadzwonić do Marty, aby się nie martwiła...
Niestety ona nie odbierała i teraz to my się zaczęłyśmy martwić na poważnie...
W domu impreza, a Marty nie ma... wreszcie o 22 się odezwała, że jeszcze zwiedza i niedługo wróci - w rezultacie wróciła po skończonej imprezie ok 2.oo...

A samo party - było wesoło - tańczyła tylko Agatka z Ralfem (jednym z naszych hostów), czasem ja do nich dołączyłam! W salonie zamiast TV mają projektor prosto na ścianę - więc do muzyki leciały wizualizacje - bardzo fajny efekt! poza tańcami poskakaliśmy trochę na skakance ;)
I ogólnie całkiem udana impreza!

zabawy moim aparatem w kolor czerwony + wizualizacje na ścianie

a tu kolor niebieski

poskakaliśmy też w 4 na jednej skakance ;)

Kolejnego dnia - Marta już wracała do domu, a my dalej na zwiedzanie! Zrobiło się cieplej i słonecznie do tego!
Pospacerowałyśmy sobie po parku i powdychałyśmy pierwsze zapachy wiosny.

Następnie na 14.30 pojechałyśmy do Katedry Notre Dame, po której to oprowadziła nas Karolina - niestety była nieusatysfakcjonowana, ponieważ zamknęli właśnie o 14.30 jedną z naw i coś tam jeszcze i nie mogła nam wszystkiego pokazać - ale i tak było bardzo interesująco! Dzięki Smajlerku!
Dalej spacerowałyśmy, zjadłyśmy też obiad - czyli dla odmiany bagietkę ;)
wróciłyśmy do domu się ugrzać (bo godzinka słuchania pod katedrą spowodowała lekkie nasze wyziębienie), i w sumie nawet chciałyśmy pojechać jeszcze do miasta.. ale jakoś nam nie wyszło ;P
Zostałyśmy więc w domku, zrobiłyśmy naleśniki z nutellą, zjadłyśmy je na "stole" w kuchni (pralce).


Ja się zdrzemnęłam, a jak już wszyscy byli w domu to obejrzeliśmy sobie film - Yes man! bardzo pozytywny - z motywem przewodnim - zmień nastawienie na Tak!
Pograłyśmy też w Play Station - oczywiście ze wszystkimi przegrałam ;)
Pogadaliśmy i spać poszliśmy, bo przecież rano trzeba wstać i pozwiedzać ;P

Oczywiście rano nam się wstać nie udało - wstałyśmy jak zawsze po 9.30.
Pojechałyśmy (w moim przypadku po raz kolejny) do pompidu, to nas natchnęło do zrobienia zdjęć ala film stop klatka - wyszło całkiem wesoło i interesująco ;]

To niesamowite jak dobrze mi się zwiedza i w ogóle podróżuje z Agatką i z Romą (w końcu to moje najlepsze bratnie dusze!) po prostu rozumiemy się bez słów w każdym aspekcie!
Smutno mi, że już sobie pojechałam od Agatki, i bardzo stęskniłam się za Romą, nie widziałyśmy się od sierpnia... :( brakuje mi też bardzo wesołych rozmów z Alinką :* oraz mega energii Owcy ;*

Wracając do Paryża - włóczyłyśmy się po uliczkach miasta czerpiąc energii z jego serca, a nie tylko typowo turystycznych miejsc, podziwiałyśmy śliczne balkoniki, nasłuchiwałyśmy śpiewu ptaków, i uśmiechałyśmy się do wszystkich - cudownie jest być zwyczajnie szczęśliwą osobą i dzielić się tym szczęściem z innymi ;)
Pojechałyśmy też na obiad, ale za wcześnie, bo stołówka była jeszcze zamknięta, więc poszłyśmy zwiedzić panteon, ale był już zamknięty (spóźniłyśmy się jakieś 2 minuty), powłóczyłyśmy się więc znowu na obiad - był pyszny.

Po obiadku pojechałyśmy (ja po raz 2) do dzielnicy La Denense - było inaczej niż jak ostatnio byłam z Martą, więcej też zobaczyłyśmy. W sumie stwierdziłyśmy, że 5 dni wystarczy na poznanie Paryża, tym bardziej w terminie nie turystyczny!
Szybciutko do domku, chciałyśmy się odświeżyć, ale tak długo zajął nam dojazd, że z powrotem musiałyśmy jechać do miasta bo...

Hilton Paris ;)

Yes man!


bo umówiłyśmy się z Alexem i Raphem (naszymi hostami z CS) na zwiedzanie Paryża na motorach "Paris by night". Było FENOMENALNIE! Kilka godzin wcześniej myślałam, że nic już mnie nie zaskoczy w Paryżu, że już wszystko widziałam, ale... bardzo się pomyliłam!
Paryż nocą w perspektywy motoru jest prześliczny!!!
Chłopacy spisali się na medal - to chyba moim ulubieni couchsurfingowcy!

Wracaliśmy na wyścig... niestety Agata z Raphem wygrali, tzn. niestety ja z Alexem przegraliśmy ;)
ale to dlatego, że Raph ma motor, (na którym nie było mi dane się przejechać, bo... bo była operacja pod kryptonimem 'obrona Agaty' (no kochana już tęsknie za Twoim zalotnym spojrzeniem ;]) a Alex... Vespa skuterek ;) bardzo wesolutki!


Z Alexem na Vespie
Rozgrzaliśmy się troszkę i... i zrobiliśmy sobie taką prawie profesjonalną degustację wina... na pralce :D
2 wąchania, sprawdzanie łzy, degustacja, liczenie sekund, i picie!
Agacie tak się spodobało... że po 1 kieliszku... była wstawiona i bardzo wesolutka, tyle, że jak normalnie alkohol podnosi umiejętności mówienia obcymi językami, tak w jej przypadku zatraciła ona umiejętność mówienia nawet po polsku ;) było przez to megaaaaaaaaaa wesoło!
A jak już poszła sobie spać, to ja jeszcze plotkowałam z chłopakami - ehh.. za nimi też będę trochę tęsknić!

Rano jak zwykle wstałyśmy za późno... i zanim się ogarnęłyśmy i dojechałyśmy na stołówkę... to musiałam już jechać na autobus na lotnisko... więc zamiast obiadu zjadłam - dla odmiany bagietkę :P

A na autobus... prawie się spóźniłam, ale jak to ja zawsze mam szczęście :D
biegłam z metra, a Agata z moją walizą się toczyła! Kupiłam bilet i zatrzymałam już odjeżdżający autobus, Pan był miły i poczekał aż moja walizka przyjdzie - dzięki Tkaczyk :*

No i jak już wspominałam... smutno mi było wyjechać z Paryża i od Agatki i nie do Polski i nawet nie do Santiago...
ehh... chyba muszę sobie zrobić miesiąc wakacji od wakacji - po prostu nie podróżować przez 30 dni... ale czy w moim przypadku to możliwe?? ;>

Walencjo - nadchodzę!!!!!!!!!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz