sobota, 29 maja 2010

WIELKI 'Wielki Tydzień' 5/5

WIELKA NIEDZIELA - FOTY HANKI Z PROCESJI!!!!!!!
Wstało się później niż się miało wstać... norma!
Ostatnie dopiekania, dosmażania i takie tam... Przed wyjściem coś mnie tknęło i posprzątałam jeszcze na szybko kuchnię, tylko podłogi nie umyłam!

Ze wspaniałymi potrawami dotarliśmy do Gośki, w sumie było 19 osób z czego 18 polaków i 1 włoszka ;)

Potrawy... ahhh jak polską zapachniało, szczególnie za sprawą kiełbasy i szynki oraz chrzanu! pychaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Była święconka, jajka z jakami i inne jaja również, było też trochę potraw z jajkami ;)





Jako, że cały wielki tydzień jakoś o dziwo nie miałam apetytu... to tak szybko się najadłam.. że aż mi przykro było, ze więcej nie mogłam :P
Ale... na deser miejsce oczywiście znalazłam :D
Były mazurki i inne słodkości!
Muszę przyznać, że było bardzo świątecznie, uroczyście i rodzinnie (była nawet jedna mama - niestety nie moja..) aczkolwiek.. hmm nie wiem czy bym chciała mieć prawie 20 osobową rodzinę ;)




Zapomniałam wcześniej wspomnieć, że przez całą Semanę Santą w Hiszpanii odbywają się procesje, często w późnych godzinach wieczornych (raz wracaliśmy z tapasu i zaskoczyła nas jedna z procesji o północy)
Procesje te odbywają się bardzo powoli, i są dość spektakularne.
Głównie mężczyźni są przebrani w stroje z bractwa/zakonu i niosą różne figury święte. Spacerują w rytm bębnów, często na boso!
Fajny widok - polecam ;)

ok, po śniadaniu o prawie porze obiadowej wróciliśmy do domu zabrać rzeczy aby jechać do Coruni, a tam właściciel mieszkania sprząta kuchnię, któą to ja posprzątałam... ale sprząta wietrząc szafki, szorując podłogę i takie tam generalne porządki... i do mnie z wielkimiiiiiiiiiiiiii pretensjami, że po 1 nie może tu być tyle ludzi (spali w sumie 3 chłopaki + ja = 4 czyli tyle ile normalnie w tym mieszkaniu jest osób - bo nie było wtedy współlokatorek), że śmierdzi w całym mieszkaniu czosnkiem i jajkami i że podłoga to wyglądała, jakby jej nikt nie mył przez 2 tygodnie - straszne co??

zrobił mi wywód, że to mieszkanie czyste, a ja o nie nie zadbałam (pierwszy raz od kilku miesięcy jak tam mieszkam...) Podczas rozmowy z nim, po raz pierwszy od wielu miesięcy się popłakałam!

Jak to zobaczyli polscy portugalcy... powiedzieli, że koniecznie, ale to koniecznie muszę zmienić mieszkanie, a nie że mam sterylnie czysto i warunki jak w wojsku, a współlokatorki drętwe, nudne, zamykające pokoje na klucz, skarżące się właścicielowi że zjadłam jednej z nich 2 banany, które to później odkupiłam...
Uświadomili mnie, że nie jest wcale tak ważne, że pokój mam ładny i mieszkanie czyste, jak w ogóle nie czuję się swobodnie i mam drętwą atmosferę w mieszkaniu! Zrozumiałam i bardzo im dziękuję! Postanowiłam też, że od maja zmieniam mieszkanie!!!!!!!!! (jak już wiadomo tak zrobiłam)

Do Coruni dojechaliśmy trochę po 17, szybko do muzeum interaktywnego pobawić się jak dziecko, po dotykać, po wygłupiać się... ale niestety o 18 nas 'wygonili' bo zamykali...



Poszliśmy więc nad ocean, na skałki. Ewka weszła na największą, a Kamili skomentował jedynie - uważaj żeby Ci jakaś fala nie zmyła (oczywiście dla żartów)... kilka sekund później Ewcia była przemoczona :D z butów wodę wylewała, spodnie całe mokre, kurtka jako tako... Więc biedna musiała wrócić do samochodu (bo było dość chłodno), a my poszliśmy dalej skałkami na plażę...

Po drodze kilka zdjęć, wygłupasy i inne szaleństwa... po czym zaczęło nas zastanawiać, dlaczego ta plaża jest tak brudna i dlaczego nikogo na niej nie ma... no i doszliśmy do wniosku, że pewnie dlatego nikogo tam nie ma bo jest brudna ;)

To jednak prawdą nie było - ona zwyczajnie była zamknięta, ponieważ jest oczyszczana, nawożony jest nowy piasek i będzie pogłębiana! O czym uświadomił nas pan z ochrony jednocześnie wyganiając nas z tej plaży :(

Wróciliśmy po Ewcię i pojechaliśmy na wieżę Herkulesa oglądać zachód słońca - pięknyyy, a co ważne dopiero o 21.20 - początek kwietnia... Kocham za to Hiszpanię!

Ze względu na popołudniową kolację z moim właścicielem, miałam lekkiego stracha wracać do domu.. tym bardziej jeśli czekała nas kolacja - bo wszyscy byliśmy tylko na śniadanku więc głodni!
Nie wiedziała co wymyślić... ale na szczęście mam dobrych Erasmusowych przyjaciół - zadzwoniłam do Attilio czy nas przygarnie na kolacje ze wszystkim składnikami własnymi - tak tez zrobił - więc na kolację ok 23.30 zjawiliśmy się u niego. Oczywiście grad pytań o co kaman - jak Marta (katalonka) usłyszała co się stało, zaproponowała bez namysłu, że możemy wszyscy u niej spać! jest przekochana! Tak więc szybciutko do domu po składniki, Kamil z Attim zostali gotować, a my zgarnialiśmy dziewczyny od Natalii (najpierw szukając jej na mieści z kluczem), chłopaków ode mnie i do Marty...
Przyjechaliśmy na po 1,5 godziny na gotową kolację!
Bardzo miło spędzony wieczór! bardzo!
po dniu pełnym emocji spałam jak zabita ;)

Smutny, ale słoneczny poniedziałek...
Słońce wakacyjne, pora pobudki - późna... zanim się wszyscy zebrali minęło trochę czasu... poszliśmy się (ich) załadować do samochodu - a tam mandat za parkowanie bez biletu! kurde - przecież poniedziałek wielkanocny - święto - o co im chodzi?? po namyśle postanowiliśmy nie płacić ;) czekamy czy coś przyślą !!

zakupy jedzeniowe i śniadanie zrobiliśmy sobie na trawce - ala piknik! milusio tak na słoneczku, ale... czas wyjazdu nadszedł! ;(
Smutno mi było bardzo, bo naprawdę miałam wrażenie jakby to była grupa moich starych znajomych odwiedzających mnie po latach, z którymi miałam wieleeeeee do pogadania, pośmiania się i w ogóle super tydzień z nimi spędziłam!
Pojechali i tak cicho, pusto, spokojnie i smutno ;(

niedziela, 23 maja 2010

WIELKI 'Wielki Tydzień' 4/5

WIELKA SOBOTA
Po powrocie z term nad ranem... spaliśmy aż wstaliśmy :P
i ogarnąć się nie mogliśmy... po 14 pojechaliśmy do al campo na wielkie zakupy (tylko tam mają kapustę kiszoną firmy rolnik) i biegiem do do domu gotować jajka na sałatkę i biegiem na 15 (pół godziny się spóźniliśmy - jak ponad połowa towarzystwa ;)) na święconkę do polskiego kościoła! strasznie żałowałam, że nie przygotowaliśmy święconki, ale miło było popatrzeć chociaż na te piękne wypchane polską kiełbasą, szynką i chrzanem koszyki... ślinka ciekła!

Pojechaliśmy tylko w 4 bo Patryk z Kubą poszli do muzeum i nie odbierali tel od nas...

Po święconce była mała uczta (jak zwykle), w sumie tylko moja sałatka i jeszcze jedna była z rzeczy słonych, reszta to ciasta! Największą furrofę zrobiło tiramisu Karola (Gosi chłopaka) - nie próbowałam, bo przecież kawy nie lubię!

Miło było w polskim gronie poświętować trochę przed świętami ;)

Wróciliśmy do domu... i się zabraliśmy za wielkie gotowanie! ale to wielkieeeeeeeeee!
Ewka z Martą poszły do Natalii, bo potrzebowały piekarnika - ja zostałam z chłopakami sama... było prześmiesznie! w 3 gotowaliśmy, a Kubuś był naszym fotografem i nadwornym krojaczem wszystkiego! ;)

akcje odwalaliśmy w tej kuchniiii... np. przy smażeniu naleśników na krokieciki z kapustą i grzybami okładałam Kamila patelnią po twarzy - oczywiście na zdjęciach tak to miało wyglądać - takie slow motion jak z matrixa. Poza tym zdążyliśmy opowiedzieć sobie pół życia ;)
przygotowaliśmy:
Sałatkę jajeczno pomidorową z majonezem i cebulką,
Krokieciki z kapustą i grzybami,
Jajka faszerowane z czosnkiem,
ziemniaczki z sosem czosnkowym,
mazurka,
i deser mojej inwencji twórczej na którego podaję przepis bo jest przepyszny:

Składniki:
okrągłe ciasteczka kruche (ala petit bery) - duzo!
2 budynie waniliowe + plus mleko do ich zagotowania
tabliczka czekolady + plus mleko (trochę) do jej roztopienia
resztka skarmelizowanego mkela skondensowanego z mazurka ;) - nie koniecznie!

w naczyniu z płaskim ale głębokim dnem układamy jedną warstwę ciasteczek, zalewamy to budynie, tak żeby pokryć ciasteczka, następnie układamy koleją warstwę ciastek znowu zalewamy budyniem, warstwa ciastek, czekolada roztopiona, ciastka budyń, ciastka budyń, ciastka mieszanka resztki czekolady i budyniu (lub ewentualnie karmelu) - pychaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!

Po gotowaniu, przyszły dziewczyny i ok północy poszliśmy na spacer do Bonavalu (ślicznego parku)... który to niestety był zamknięty :( ale spacer był fajny i się wszystkim miasteczko podobało!

Niestety... Natalia ze swoim roztrzepaniem zapomniała kluczy z domu... więc... dziewczyny + Natalia spały i nas, bo jej współlokatorek nie było a i tel nie odbierały.. tak więc 7 osób w moim pokoju i nikt się nie wyspał... poszły dziewczyny dopiero o 7 rano... śmiesznie - hmm.. czy ja wiem... niewygodnie, o tak i zimno! uwielbiam życie na Erasmusie ;)

ps. zdjęć nie ma - bo ja nie miałam aparatu, a wszystkie tego dnia robił Kuba... który mi ich nie dał :(

WIELKI 'Wielki Tydzień' 3/5

WIELKI PIĄTEK
Dziś Fin de Terra (Finisterra) czyli koniec świata!
Pojechaliśmy inną trasą (GPSową) niż ja moje wcześniejsze 2 razy więc trasa była inna, nie jechaliśmy wzdłuż oceanu, tylko w głąb lądu i widoki o dziwo też były fajowe! Wiało chyba z 200 km/h a my zatrzymaliśmy się przy wiatrakach.. strach trochę było drzwi od samochodu otworzyć - żeby nie wyrwało, ale daliśmy radę ;)
Dziwne uczucie stać pod pracujący wiatrakiem, patrzeć w górę, a tak przesuwające się chmury sprawiają wrażenie jakby to wiatrak miała zaraz na mnie runąć!


Później podjechaliśmy jeszcze kawałek dalej - a tam chłopy weszli na taką drabinę - tam to dopiero wiało!
a na Finisterze... łuuu się działo! wiatr był taki że odchylona o 90 stopni do tyłu stałam bez najmniejszego problemu!
Później Patryk, Kuma i Marta zeszli skałami na dół do kóz, które to uciekły na ich wizytę, ja zaś z Kamilem i Ewką poszliśmy w bardziej zaciszne miejsce, gdzie Kamilowi nawet udało sie zobaczyć delfina!


No i co było pięknie, ale jechać nadszedł czas, bo jeszcze termy w Ourense nas czekały a to ok 200km.. wsiadamy do samochodu... a tu znowu deszcz zaczyna padać ;)

Wracaliśmy wybrzeżem, i w pewnym momencie trzeba już było się zatrzymać bo siusiu wzywało... zatrzymaliśmy się na ala plaży... piękny widok!

było to jakby polaczenie 2 zbiorników wodnych.....

Kamil mówi: chodź zrobimy sobie foto, ja na to ale głupie... no i zaczęliśmy d=podchody do foto na Małysza, lub dirty dancing :)
oczywiście ja ze swoimi 'zdolnościami' zamiast się usztywnić to machałam nogami na wszytskie strony i nic z tego nie wyszło, ale śmiechu było co niemiara!
a podejść 2!



Aż mi się gorąco zrobiło od tych wygibasów!

Wracając do drogi.. była długa, ale warto było... dojechaliśmy do Ourense chyba już po 22, znaków na termy było ze 3, każdy pokazywał w innym kierunku ;)
obraliśmy 1. Zaparkowaliśmy samochód i idziemy na wielkie poszukiwania... dotarliśmy a tam...
2 rury wyglądające na ściekowe z których leci ciepła woda :/

i szok! co teraz... przecież wszyscy mówili, że warto i w ogóle cudnie jest... pytamy więc przechodniów... a oni na to, że to daleko, ale jak jesteśmy samochodem, to oni jadą w tym kierunku i mogą nas wyprowadzić! i tak też zrobiliśmy!

jak już dojechaliśmy, no! to jest to! kilka basenów z wodami termalnymi, w każdym inna temperatura! Najpierw weszliśmy do najbliższego, było fajowo, ale po kilku minutach zaczęło się robić zimno, poza tym 'pachniało' siuśkami!

poszliśmy dalej, do najgorętszych... w najbardziej było chyba ze 70 stopni - nie szło wejść! nie szło! więc weszliśmy do trochę zimniejszej, zanurzyłam się tylko ja i Kamil, reszta pomoczyła nogi.. po 5 minutach ewakuacja!

udaliśmy się na drugą stronę mostu i tam o wiele lepiej, woda znośna, jak się robiło za gorąco, to kawałek dalej był basen z chłodniejszą wodą i i tak krążyliśmy między nimi, poza tym zrobiliśmy sobie sesję fotograficzną ;)

No i nadszedł czas się ubierać i jechać do domku... myślałam, że będzie zimno, ale jak się okazało odmoczenie i ciepełko utrzymało temp ciała na długo!

Po drodze zajechaliśmy na jedzonko, o 1 w nocy to trochę trudne było, więc zjedliśmy jakieś resztki z baru... ale zawsze coś!
do domu dojechaliśmy ok. 4...
Miły dzień a ja kocham Galicję za jej różnorodność i naturalność!

sobota, 22 maja 2010

WIELKI 'Wielki Tydzień' 2/5

WIELKI CZWARTEK
wszyscy się ogarniają do wycieczki na Playas de las Catedrales... ja im pomaga zrobić śniadanie, po czym zasiadam przy stole i słyszę - ogarniaj się jedziesz z nami! a ja... yyy ale jak przecież jest nas 6 a samochód 5 osobowy!
eee ktoś będzie jechał w bagażniku ;) 20 min i byłam gotowa!

po drodze - nie wiedzieć, czemu Pan kierowca Kamil dopiero na stacji benzynowej jakieś 100 km od Santiago zdał sobie sprawę, że Kuba naprawdę siedzi w bagażniku ;)
myślał, że tak tylko jakoś krzywo ma głowę :P
a Kuba naprawdę siedział w tzw. III rzędzie ;)


Pogoda... hmm po drodze trochę padało, ale jak dojechaliśmy na miejsce to się nawet słonko pokazało i jak tylko skończyliśmy zwiedzanie, wsiedliśmy do samochodu.. jak lunęło....

Plaże katedralne, to takie plaże na których podczas odpływu odsłaniają się skały i widać jej w całości i można nawet między nimi chodzić lub na nie wchodzić, a wyglądają jak wnętrza katedr ;)
Jakimś cudem (szczęście Erasmusom sprzyja) dojechaliśmy jak był odpływ - końcówka, ale zawsze coś!

Mnie oczywiście poświeżbiło i weszłam na skałę, a za mną cała reszta ;)




prawie jak myśliciele ;)

posiedzieliśmy tam trochę, popatrzeliśmy w głębię i piękno oceanu i tak poindżojowaliśmy sobie czas...
przyszło do zejścia i tu upssss.. woda zaczęła podchodzić - schodziliśmy więc na raty, ale się udało!

później małe sesje (w końcu byli z nami 2 fotografowie - Kuba i Patryk)

poszliśmy jeszcze kawałek dalej na mały spacerek, zeszłam z Ewką w takie fajowe miejsce z tak jakby oczkiem wodnym, a następnie z Kamilem na skały... i zaraz po tym jak Patryk zrobił nam zdjęcie ochlapała nas lekko fala więc uciekliśmy na... koniec świata...

fajne uczucie siedzieć na takiej skale!! polecam ;]

Po powrocie... jako, że właścicielowi mojemu się nie spodobało, to że śpi u mnie tyle osób... to poprosiłam Natalię o pomoc, i dziewczyny poszły spać do niej, a ja zostałam sama z chłopakami!

byliśmy dość zmęczeni więc szybciutko spać poszliśmy, bo w piątek z rana czekała nas kolejna wycieczka!
zaś tą zaliczam do bardzo udanych i wesołych!

piątek, 21 maja 2010

WIELKI 'Wielki Tydzień' 1/5

WIELKA ŚRODA
Spałam.. jak zwykle w tym tygodniu długoooo, ale wreszcie się zmobilizowałam i wstałam.. i nawet do biblioteki poszłam! ale wcześniej się obudziłam o 7 rano i nie mogłam zasnąć, więc włączyłam sobie komputer, a tam wiadomość od Kamila (ten którego poznałam na lotnisku w Brukseli - miał mnie odwiedzić w święta ;)) napisał, czy mogą przyjechać jutro - wiadomość z godz 00.53 - więc co oznacza jutro?? ;>
u nich czas o godzinę mniej - więc jutro oznaczało dziś!

tak więc po bibliotece szybciutko do domu ogarnąć trochę i proszę przybyli przed czasem! Marta, Ewka, Kuba, Patryk i Kamil. "znałam" tylko Kamila, ale wszyscy wydali się bardzo fajowi...

Jak weszli ze wszystkim do mnie do pokoju (w którym podłoga jeszcze była mokra) to się jakoś tak tłoczno zrobiło :D
jako tako się rozpakowali, poszliśmy na spacerek do Alamedy no i się zakochali w moim ślicznym mieście - szkoda, tylko że na swoje miasteczno (wioskę zabitą dechami) narzekali ;)


widok na Katedrę z parku Alameda, ręką Patryka

zachód słonka z Alamedy - by Patryk

poszliśmy następnie na małe zakupy, aby było co na kolację zjeść.. a tam wielkie zastanawianie co?? ehhh... łatwiej się robi zakupy dla 2 osób a nie dla 6 ;)

Zrobiłam im naleśniki z szynką, pieczarkami i grzybami - był skwaszone miny, że mało mięsa, że nie ma keczupu, ale później wciągaliśmy jak nakręceni wszyscy bo były pyszne!

Przyszłą Natalia, i wszyscy poszliśmy do Las Crechas - bo w końcu środa! Niestety koncertu nie było :( ale fajnie było ;)

by Patryk

z Kubą i Patrykiem

Wróciliśmy dość wcześnie do domu, bo z rana polscy portugalczycy (tak ich nazywam ze względu na to, że są na Erasmusie w Portugalii) mieli jechać na podbój północy Hiszpanii. No i jeszcze problem spania... taaa podłogi miałam dużo, ale dla 5 osób - rozwiązaliśmy ten problem losowaniem, oszukiwaniem, materacami, kocami, kołdrami, śpiworami i wszystkim czym można się okryć ;)

i nawet jako tako się wyspaliśmy, poza chrapaniem straszliwym Partyka (na to zaradziły korki do uszu) i zimnem tych co spali na podłodze - byłam czujna i rzucałam kocami w nocy ;)

środa, 5 maja 2010

przeprowadzkowe urodziny ;]

Nie wiem jak Wam, ale mi dni pędzą jak opętane... nie wiem jak to możliwe, ale jakoś szybciej czas ostatnio mija... Niedawno co planowałam przyjazd na Erasmusa... a tu już prawie 2 lata minęły... Niedawno co tu przyjechałam, a już 10 miesięcy minęło...

Egzaminy się zbliżają, a ja w ciemnej pupie... mam nadzieję, że jeden niezliczony egzm w życiu wystarczy i że tą sesję czystą mieć będę!

Ok, wracając do konkretów:
Wtorek, środa i czwartek umierałam - tzn chora byłą, ale ambitnie na zajęcia chodziła i w ogóle ;)
Na zakupy też - mam śliczne 2 nowe spódniczki letnie kwieciste... a tu co 5 maja i śnieg w Hiszpanii pada :(
a w czwartek wieczorkiem poszłam nawet z Paulą pomóc w organizacji niespodziewanki dla Marty - zaciągnęłyśmy ją do Parku o północy gdzie czekała reszta z ciachem!

Z Martą

A w piątek...
miałam wstać na zajęcia... nie dałam rady...
miałam się szybko spakować - nie wyszło...
Przyszła Paula o 13 i pomogła mi się ogarnąć... ściąganie plakatów, opróżnianie szaf, krótko mówiąc - PRZEPROWADZKA!

Pakowałam się opornie, aż przyszła Natalia z kolejną walizką... i czas było się przenieść...
zrobiłyśmy 2 tury i dziewczyny poszły...
Ja wróciłam jeszcze posprzątać i zrobić zakupy, oraz zabrać pozostałości...
No i wróciłam do mojego nowego mieszkanka, gardło strasznie mnie bolało, ale zamiast wskoczyć do łóżka czy się rozpakować...
Zaczęłam odgruzowywać mieszkanie, bo jak w starym było sterylnie czysto, tak tu gdzie mieszka 3 facetów... ehh...
najpierw mój pokoik - wszystkie manele w jeden kąt, zamiatanie i mycie podłogi, salon... zamiatanie plaży, trzepanie dywanu-piasokownicy, taras, przedpokój, kuchnia...
zdążyłam idealnie na czas. Przyszła Natalia z Paulą, to się wyprysznicowałam i przebrałam a one na kuchnię napad zrobiły i zaczęły gotować ;)




Kuchareczki ;)

Zaczęli się schodzić ludki.. powoli powoli jak to na Hiszpanię przystało...
impreza miała się o 1.30 skończyć - i właśnie wtedy się rozkręciła ;) mniej więcej o tej porze doliczyłam się ok 60 osób ;]




Tańce też były ;)
a po tańcach, zrobiliśmy sobie 'polski obóz' w kuchni, plotkujemy, plotkujemy i nagle pojawia się Michele z nową zabawą:
Magda está aquí, con la copa la copa en la mano
diciendo vas a morir CABRÓN
gracias por haber llegado
Bebe un sorbito, que no!
bebe un sorbito más largo, que no!
Y después de haber bebidoooooooooooooooo
Pasa la copa a otro amigo.
Było śmiesznie :D
Aż do ok 2-3 nie wiem dokładnie... ale zadzwonił dzwonek do drzwi - lecę jak zwykle otworzyć... a tam panowie policjanci :D
pytanie:
mieszkasz tu?
a ja:
yyyyyyyyyy w sumie... tak :)
to dowód osobisty poproszę, a ja uciekłam po mojego współlokatora!
Gości grzecznie wygoniłam z domu, i poszliśmy na prawdziwe tańce (nie chciała, ale mnie zmuszono ;))
ale że padało i strasznie mi od razu buty przemokły... to po pół godziny wróciłam do domciu.
Pierwsza noc w nowym miejscu super - wyspałam się i tak mi dobrze było, że całą sobotę w łóżku przeleżałam - wreszcie terapia chorobowa! co podziałało - gardło przestało boleć!!!!!!
ale chrypkę, kaszel i katar mam do teraz ;)

1 majowa manifestacja (widok z okna mego nowego)

Dni leniwie mijają, ambitnie z Paulą planujemy co trzeba robić... ale z planów hmmm... jak to z planów mało co wychodzi - ale już się nie możemy doczekać nocnych sesji w bibliotece ;)

Lecę się pouczyć, albo może napisać wreszcie wpis z Wielkanocy ;)