poniedziałek, 14 czerwca 2010

Niespodziewanka - ekspresowa wizyta w Polsce! ;)

Wstałam wcześnie bo... bo się spakować trzeba było i niespodziankę sfinalizować! a jaką?
lot do Polski :D
24 maja to mojej chrześnicy imieninki i chciałam jej złożyć życzenia osobiście :D, poza tym dzień mamy i kilka spraw na uczelni... oraz plotki ploteczki z przyjaciółmi :D


11 coś tam miałam lot do Londynu, zleciał szybko i przyjemnie, w Londynie spokojne 5 godzin czekania z filmem Kusturicy w tle i lot do Poznania. wylądowaliśmy o 19.45, wybiegłam (dosłownie) z samolotu, podjechał mój brat i szybciutko do Bydgoszczy! Jakaaaa ulewa nas 'napadła'! szczerze to nawet Santiago takiego deszczu nie widziało... a przy tych powodziach... to... sami wiecie...


Z drogi zadzwoniliśmy do mojej bratowej, żeby zatrzymała gości, ale niestety... już nikogo nie było, więc tylko trochę przetrzymała dziewczynki.


Po drodze nagadałam się z moim bratem, tak o życiu trochę, fajnie wiedzieć, że uważa, że w życiu dobrze postępuję i że mnie w tym psychicznie wspiera!


Dojechaliśmy - dziewczyny zamurowało, nie wierzyły, że przyleciałam - fajne uczucie - uwielbiam robić niespodzianki!!!!!!! U WIEL BIAM!


Szybka kolacja - polskieeeeeeee kotlety :
i brat mnie odwiózł do domu... mama... Ona to dopiero była zdziwiona! Wręcz jej pierwszy rzut oka na mnie wyglądał jak na intruza ;) ale się cieszyła - ja z resztą też!
Fajnie jest być w domu!
Pogadałyśmy sobie trochę i spać trzeba było, bo od rana kilka spraw do pozałatwiania było!
Właśnie... rano czekało na mnie śniadanie... jajeczniczka, twarożek farmerski, kabanosy, szynka... nie wiedziałam co mam pierwsze zjeść... ehhh pychhhhhhhhhhhhha!


później miasto... niestety mamuśka się słabo czuła więc sama biegałam..
Zakupy robiła, wszystko jakieś takie tanie mi się wydawało...
No i wreszcie dowód osobisty odebrałam :D
Wróciłam do domu i miałam piec sernik - bo dziewczyny na herbatkę przyjść miały... ale milion spraw do ogarnięcia... i zaczęłam piec jak przyszły :D
Najpierw przyszła Roma, bo sama chciała zrobić u mnie ciacho dla swojej mamy, 
a właśnie pochwalę się!
W Santiago któregoś dnia zapisałam się z Paulą na zajęcia z... szycia ze skóry - plan był zrobić milion torebek.. ale z rezultacie zrobiłam tylko jedną, na prezent urodzinowy dla Romy!
Podoba mi się więc się pochwalę!


moje pierwsze dzieło!


Później Alina i na koniec Ula! i tak w 4 okupowałyśmy kuchnię, śmiejąc się i chichrając. BTW... z każdą z nich znam się z różnych miejsc... ale podczas tej rozmowy wyszło jak dużo mamy wszystkie wspólnych znajomych! Świat jest super mały! ;)


 ja, Romcia, Alinka i Ula

Tak... mam nadzieję, że mnie nie zabiją za to foto... bo trochę blado wyszły :PPPP
Ale to na bank wina tego, że bateria była rozładowana w aparacie - tak tak to na pewno wina aparatu :P
Było super - uśmiałam się co nie miara - dzięki dziewczyny i jak wrócę w sierpniu - musimy to powtórzyć! :*

Z rana biegania ciąg dalszy, tym razem jakoś  mniej intensywnie, pojechałyśmy do Borówna, na cmentarz do dziadków i...
i na zakupy... kupiłam Nikona D90 jupiiiiiiiiii! teraz tylko kilka miesięcy i się go nauczę!
o 18 do Manekina na dzień mamy i spotkać się ze wszystkimi!

Pierwsze foty nikonikiem, niestety grupowego zdjęcia nie mam ;(

a oto ja szczęśliwa w Polsce ;)
no i nadszedł czas pakowania... i podróż do Gdańska... WW Bydgoszczy było super! super!
kocham to miasto, moje przyjacióły i przede wszystkim moją rodzinkę! o! taka będę sentymentalna!

4 rano... to niesamowite ale o 4.30 tu już słońce jest... a w Santiago o 7 coś dopiero się zastanawia, czy chce wyjść!
podróż zleciała spokojnie, nic nie spałam o dziwo, tylko książkę i instrukcję obsługi aparatu czytałam!
W Gd na dworcu czekał na mnie kolega, ogarnęliśmy razem starówkę i małe prezenty i pojechałam na AWF... i w sumie 2 rzeczy jakie tego dnia tam zrobiłam to: odebrałam i uzupełniłam swój indeks, oraz spotkałam się z: Owcą, moim bydgoskim przyjacielo-bratem i z moja współlokatorką z Akademika.. ehh ale się za nimi stęskniłam!
żadnych wykładowców... nic nie załatwiłam!
na 15.30 pojechałam spotkać się z Almarem, tym z Santaigo :D Almar mówi po polsku :D
a o 17 przyjechała Agatka i poszłiśmy wszyscy na flash moba do Galerii Bałtyckiej - tym razem akcja była zamarznięcie na 5 min! ścierpłam strasznie, ale śmiesznie było!
Następnie Gdynia i 35 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych! film - fajny... tytułu już nie pamiętam :P
jechaliśmy skm, ja bez legitymacji a na bilet ulgowy - udało się ;)

No i wieczorkiem pojechaliśmy do Papryki, spotkałam się z grupką znajomych z AWFu, w sumie sami chłopacy, ale super było ich zobaczyć, pogadać, ehh za nimi też się stęskniłam! no i jak zwykle z Agatą... się wytańczyłyśmy!

Z rana biedaczka szła do pracy, a mnie później jej mama do Gd podwiozła, poszłam na UG, przez szybę widziałam moje dziewczyny z roku, dowiedziałam się co muszę za dokumenty do rozliczenia Erasmusa przygotować i pojechałam na spotkanie z moją promotor na AWF... trochę mnie nastraszyła, że nie uda mi się skończyć tej uczelni, ale ja jestem dobrej myśli i wiem, że się uda!
Spotkałam się jeszcze z Monią.. ojj też się stęskniłam!
i wróciłam autobusem do Straszyna - 13 km w zaledwie godzinę ;)
pakowanie i... i pojechałyśmy na urodziny nad jeziorko do kolegi, śmiesznie było, ale krótko! zdążyłam tylko zjechać na tyrolce... i na lotnisko :(
Tam się miałam jeszcze z Ludką i Mateuszem zobaczyć... ale nie zdążyli dojechać :( w sierpniu 

Na lotnisku pogadałam jeszcze z mamą... i już się stęskniłam!
W samolocie się trochę nikonikiem pobawiłam..


A we Frankfurcie - 6 godzin, ale myślałam, że umrę... strasznie mi się dłużyło... i po raz pierwszy nie chciała wracać do Santiago!

Ale jak już wróciłam... poczułam się jak w domu!
Bardzo dobrze mi zrobiła ta wycieczka! Kocham Polskę i to wszystko co tam mam i co na mnie czeka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz